Polska „dwóch trumien” najlepiej jest widoczna na prawicy, będącej nieustająco w rozkroku pomiędzy tradycją endecką a piłsudczykowską. Żaden z jej liderów, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, nie ma ochoty na przekroczenie Rubikonu i jednoznaczne zdefiniowanie. Byłby to problem jpublicystyczny, gdyby nie szkodził praktycznej polityce.
Silna tradycja endecka w obozie rządzącym widoczna jest dziś w relacjach polsko – ukraińskich, w krytyce wynoszenia przez obecne elity w Kijowie tradycji UPA i Stepana Bandery do narodowego panteonu, w niebywałej „popularności” opisów Rzezi Wołyńskiej i skrajnie antyukraińskich form celebrowania jej rocznicy.
Ostatnio strona ukraińska zrobiła bardzo wiele – prezydent Poroszenko przy okazji wizyty w Warszawie złożył kwiaty pod pomnikiem ofiar rzezi, wizytująca nasz kraj Nadia Sawczenko wielokrotnie się do niej odnosiła, od wiosny tego roku usłyszeliśmy wiele razy słowo „przepraszam”. Prezydent Ukrainy złozył też w parlamencie nowelizację ustawy o bojownikach o niepodległość, wyłączającą z ich grona zbrodniarzy wojennych. Jedyna znacząca polska odpowiedź na te gesty, utrzymana w duchu pojednania, była ze strony byłych prezydentów, byłych polityków.
Rządzący obecnie czynni politycy zachowują się tak, jakby dzisiejszą działalnością można było tworzyć przeszłość. Wchodzą w polemiki, snują teorie, szukają nowych wątków w historii. To nonsens – dzisiejsza polityka przeszłości nie zmieni, wpływa jedynie na teraźniejszość i przyszłość.
Nie będzie porozumienia, pojednania bez zrozumienia i szanowania wrażliwości drugiej strony. Bo nie tylko my mamy uczucia. Rzeź Wołyńska była zbrodnią i ludobójstwem, podobnie jak choćby rzeź Woli. Tego żadna dzisiejsza polityka nie zmieni. To co możemy – to przyjąć przeprosiny i przeprosić. Przeprosić, bo palenie cerkwi w chełmskiem, czy represje wobec ukraińskiego ruchu spółdzielczego międzywojnia to były prześladowania mniejszości. Bo tak, jak uważamy że alianci sprzedali nas w Jałcie – tak Polska w Rydze sprzedała Ukrainę. Józef Piłsudski przepraszał internowanych w Szczypiornie Ukraińców – bo miał za co przepraszać.
Każdy naród ma swoją historię i swoich bohaterów – naród niepodległy nie ma obowiązku uzgadniać jej z sąsiadami. My nie musimy kochać ukraińskich bohaterów – ale warto przez chwilę pomyśleć i spróbować zrozumieć drugą stronę.
Czy krytycy „banderowców” zastanowili się kiedykolwiek jaki Ukraińcy mają wybór w przywołaniu tradycji narodowej? Z grubsza – ruch niepodległościowy z czasów II wojny światowej lub tradycje ukraińskiej republiki sowieckiej. Czyli wybór pomiędzy tańczącym dla rozbawienia Stalina chopaka Chruszczowem, a zabitym przez agenta KGB Banderą. Pytanie co zrobilibyśmy na ich miejscu, jest retoryczne. Podobnie jak to, czy w Polsce przyszło komuś kiedyś do głowy konsultować ulice Piłsudskiego z Litwinami, Sobieskiego z Turkami czy Wiśniowieckiego z Ukraińcami.
Dla nas OUN i UPA istnieją w historii ze względu na wypadki wołyńskie. Dla Ukraińców to przede wszystkim historia heroicznego oporu przeciwko sowieckiej okupacji.
Nie zbudujemy dobrych relacji czasu pokoju ustawiając w centrum dialogu traumy wojenne. Wbrew temu, co widzimy na obrazach Kossaka wojna to nie piękni ułani czarujący pastereczki, wojna to śmierć, głód, brud, strach i demoralizacja. Okrucieństwo Ukraińców z Nachtigall, polskich chłopów w Jedwabnem, Niemców pacyfikujących Zamojszczyznę – to jest wojna, to jest degeneracja poczciwych w czasie pokoju piekarzy, rolników i nauczycieli. Tu nikt nie był bez winy i nikt nie ma prawa pierwszy rzucić kamieniem. Zapominać o zbrodniach nie wolno, ale kierować się wyłącznie ich wspomnieniem w polityce czasu pokoju – to gorzej niż zbrodnia wojenna.
Przeprosiny i wybaczenie – to klucze do życia w czasach pokoju. Dziś z Ukrainą prawie wszystko nas łączy – mamy wspólne interesy bezpieczeństwa, energetyczne, rozwoju. Szkoda, że prezydentowi Poroszence pod pomnikiem Ofiar Rzezi nie towarzyszył prezydent Duda. Szkoda że nie doszło do gestu na miarę Krzyżowej, gdzie Helmut Kohl i Tadeusz Mazowiecki symbolicznie zamknęli epokę wrogości polsko-niemieckiej.
Jedyne poważne wątpliwości co do pojednania polsko-ukraińskiego pojawiają się po prawej stronie sceny politycznej, bo przecież lewicowego folkloru promoskiewskich partyjek z racji ich śladowej obecności w polskiej polityce nie warto traktować poważnie. Dlatego właśnie teraz, kiedy prawica ma pełną władzę, w rękach jej liderów jest skuteczne przeniesienie dyskusji o „banderowcach” z salonów politycznych do sal akademickich i rozpoczęcie nowego rozdziału ścisłej, przyjaznej współpracy opartej na wspólnocie interesów teraz i w przyszłości.
Facebook https://www.facebook.com/marcelinski