W 2009 roku Radosław Sikorski ogłosił swoją „piastowską” wizję polskiej polityki zagranicznej i oficjalne odejście od giedroyciowej doktryny ULB. Poźniejsza przegrana obozu niepodległościowego na Ukrainie, tragedia smoleńska i związana z nią odwilż w stosunkach polsko-rosyjskich miały dodatkowo uzasadniać tę decyzję.
Antynomia koncepcji piastowskiej i jagiellońskiej (z której wynika ULB) polega z grubsza na zdefiniowaniu aktywnych czynników zewnętrznych wpływających na pozycję Polski. Koncepcja piastowska zakłada silną integrację z Europą Zachodnią i podporządkowanie jej interesom polityki wschodniej (jako mniej ważnej).
Nie ma w Europie państwa, w którego interesie nie byłoby bardziej niż w polskim, by strefa stabilności i bezpieczeństwa poszerzyła się na wschód – nie będą przecież o to zabiegać Irlandczycy czy Hiszpanie, których podstawowe sfery interesów są zupełnie gdzie indziej. Koncepcja piastowska zmniejszała naszą aktywność w zakresie lobbowania tak w strukturach UE jak i na samej Ukrainie na rzecz integracji.
Wygrana obozu prorosyjskiego nie zmieniła proeuropejskich nastrojów na Ukrainie – zdaje się, że z czasem wręcz je wzmocniła. Uległ im sam Janukowycz, przez wiele miesięcy strojąc się w piórka umiarkowanego, ale zwolennika eurointegracji.
Kiedy jednak przyszedł moment sprawdzenia – każdy wrócił na pozycje wyjściowe. Janukowycz do roli wasala Rosji, Ukraińcy na Majdan Niezaleznosti.
Jestem zszokowany, jak dalece nasza, polska opinia publiczna zmieniła swoje nastawienie do Ukrainy i Ukraińców przez kilka lat dominacji neoendeków w MSZ. Jakbyśmy stracili pamięć historyczną, zapomnieli o wszelkich doświadczeniach z przeszłości i nie zauważali jak Putin gra nam wszystkim – Ukrainie, Polsce, Unii Europejskiej w końcu, na nosie. Nie tylko tzw. czynniki oficjalne, ale też media oszczędnie informują o tym, co dzieje się u naszego wschodniego sąsiada. Ważniejszy jest tatuaż pani wicepremier, czy konwencje partyjne, a których nic – absolutnie nic ważnego dla Polski i Polaków nie wynika.
Reakcje nasze na EuroMajdan – dziejący się w Kijowie, każdym większym mieście Ukrainy, w stolicach wielu Państw na świecie są co najmniej umiarkowane. I to w kraju, który zupełnie niedawno, bo w 2004 roku dał największe chyba wsparcie Pomarańczowej Rewolucji.
Mamy prawo być rozczarowani Ukraińcami, którzy sami zrezygnowali z wielu postulatów Pomarańczowej Rewolucji – ale podejrzewam, że sami Ukraińcy cierpią na tym nieporównanie bardziej. Mamy prawo uważać UE za klub elitarny, w którym nie powinny mieć miejsca państwa, gdzie zamyka się pod kryminalnymi pozorami przywódczynię opozycji. Ale nie możemy zapominać o naszych wspólnych z Ukraińcami interesach i o tym, że nie będziemy spokojni, dokąd w sferze ULB nie będzie państw przyjaznych.
Na wschodzie istnieje Rosja, która w polityce zagranicznej nigdy nie porzuciła koncepcji stref wpływów i tzw. bliskiej zagranicy. Rosja w wymiarze zagranicznym nie różni się szczególnie od definiowanego przez Reagana jako „imperium zła”. Rosja, która nie waha się przed użyciem siły zbrojnej interweniując u sąsiada z bliskiej zagranicy (vide Gruzja) czy ekonomicznej (vide Ukraina czy Białoruś). Rosja, której nadal bardzo daleko do demokracji, a dużo bliżej ze swoim autokratyzmem do niedawno porzuconego totalitaryzmu sowieckiego – z kontrolą mediów i opinii publicznej, z ośrodkiem władzy poza kontrolą społeczną. W takim systemie można bez końca prowadzić wojny wewnętrzne (jak z Czeczenią), zewnętrzne (jak z Gruzją), kontrolować za pomocą służb specjalnych, a jeśli zachodzi potrzeba to i za pomocą dywizji pancernych, miejscowych satrapów „niepodległych państw”, jak w Azji Średniej czy Mołdowie.
Taką Rosję są w stanie zaakceptować tylko neoendecy w MSZ. Nie dostrzegają, że ich nadzieje związane z wypracowaniem partnerskich stosunków z Rosją zakończyły się jak zwykle – Polska uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu płaciła za tenże najwyższe ceny w Europie, w zależności od bieżących nastrojów na Kremlu mogliśmy lub nie eksportować płody rolne etc. etc. Honor nasz ratują prezydent Komorowski i niektórzy z europosłów, którzy widzą, że rachuby na partnerstwo z Rosją to mrzonki, a realna polityka polskiego i europejskiego interesu musi iść w kierunku wsparcia aspiracji narodów Europy Wschodniej do uwolnienia się spod rosyjskich wpływów.
Ukraińcy oczywiście mają mnóstwo racjonalnych powodów by wybrać unię celną z Rosją – dokładnie wszystkie te same powody mieliśmy my w 1990 by nie występować z RWPG i Układu Warszawskiego. Wystąpiliśmy, mimo że to kosztowało. Bo są rzeczy ważniejsze. Bo są wybory cywilizacyjne, dla których warto poświęcić bieżące interesy tej czy innej branży. Dlatego wspieram Ukraińców i oczekuję, że rząd polski, mój rząd zrobi wszystko, żeby wesprzeć proeuropejskiego ducha EuroMajdanu i pro ukraińskie nastroje w UE. A jeśli minister Sikorski nie rozumie, że jego piastowska koncepcja ponosi klęskę i należy ją zrewidować – to może warto zaneksować rekonstrukcję rządu o MSZ.
Marcin Celiński