Truizmem jest stwierdzenie, że nasz system polityczny nie jest doskonały – świadczy o tym regularność powstawania inicjatyw nie politycznych czy programowych – ale antysytemowych. Takim był Stan Tymiński i stworzona przez niego Partia X, potem rolę tą przejął Andrzej Lepper z Samoobroną, teraz mamy Janusza Palikota stojącego na czele partii własnego imienia.
Wszystkie wymienione ruchy mają dosyć powtarzalny schemat powstania i działalności – brak spójnego programu, przekaz sprowadzony do populistycznych haseł budowanych na negatywnych emocjach wobec mainstreamu, brak rozpoznawalnych osobowości oprócz charyzmy lidera, niejasne zaplecze i przepływy pieniężne.
Jak do tej pory Ruch Palikota wydawał być się wolnym od problemów związanych z finansowaniem – sam Janusz Palikot przedstawiał stowarzyszenie/partię jako kaprys swój – człowieka zamożnego, który ma kilka czy kilkanaście milionów złotych na sfinansowanie własnych ekstrawagancji.
Doniesienia Wprost o problemach kotrahentów partii Palikota z wyegzekwowaniem należności za usługi świadczy o tym, że także w tej sferze ruch upodobnił się do swojej poprzedniczki – Samoobrony, o której wciąż było głośno ze względu na niejasne rozliczenia wewnętrzne i zewnętrzne.
Oczywiście już słychać reakcję, że to atak polityczny, inspirowany – ale jak sądzę doniesień o Ruchu Palikota i jego liderze będzie więcej – w sondażach listy tego komitetu ocierają się o przekroczenie progu – zainteresowanie mediów będzie rosło. Szczególnie, że Janusz Palikot w odróżnieniu od Tymińskiego czy Leppera na starcie nie jest tak do końca „Mister Nobody” – choć pewnie by chciał.
Janusz Palikot nie przychodzi do nas z Peru, czy PGR na Pomorzu – nie przychodzi nawet z Biłgoraja – przychodzi do nas z Platformy Obywatelskiej, choć ta nie była jego pierwszą próbą istnienia publicznego.
Premiera polityczna biłgorajskiego biznesmena to tygodnik OZON – czyli nieudana finansowo mutacja niszowej Frondy na rynku mediów masowego zasiegu. Tekely i Terlikowski to ludzie, których trudno skojarzyć z dzisiejszymi sojusznikami RPP z partii Racja. Pismo – choć nie utrzymało się długo na rynku – dało się poznać jako mocno konserwatywne, pełne homofobicznych tekstów, walki z aborcją i oczywiście liberalno-lewicową zarazą gnębiącą kraj. Linia pisma nie pozwoliła w 2006 na zamieszczenie płatnej reklamy z roznegliżowaną Paris Hilton – trochę to odległe od używania wibratora jako środka ekspresji na konferencji prasowej.
Start polityczny za pomocą OZONu nie wyszedł – pojawiła się inna możliwość. Narastał konflikt pomiędzy Donaldem Tuskiem a Zytą Gilowską – zwalniało się zatem miejsce lidera PO w regionie lubelskim.
Do PO wszedł z nominacji wodza – Donalda Tuska, a nie w wyniku jakichś demokratycznych procedur. Tusk mianował go liderem lubelskiej listy sejmowej w roku 2005, Tusk uczynił z niego szefa regionu. Jako szef struktur partyjnych nie znosił krytyki i odmiennego zdania. Usuwał z partii kolejnych oponentów. Miał swoje metody finansowania kampanii (studenci wpłacający „oszczędności” w wysokości kilkunastu tysięcy na kampanię). Swoje metody walki wewnętrznej ( powtarzanie, jak stwierdził tłumacząc się w postępowaniu, „zasłyszanych plotek” o rzekomych związkach Zyty Gilowskiej z SB – jako argumentu w walce partyjnej). Palikot jakoś nie walczył wówczas z systemem – a raczej był prymusem wśród beneficjentów takiego a nie innego sposobu uprawiania polityki.
Długo był pupilkiem i protegowanym Tuska – premier chyba sam dał mu się nabrać w którymś momencie i uwierzył w szczerość słów – powierzając mu przewodnictwo sejmowej komisji „Przyjazne Państwo” – która jak się wydaje miała być jednym z kluczowych instrumentów realizacji partyjnych obietnic upraszczania procedur, wspierania przedsiębiorczości – czyli tych obietnic kampanijnych, które mogły być proste w wykonaniu, nie wymagają zmiany konstytucji – tylko pewnej pracy nad korektami prawa.
Komisja dosyć szybko okazała się jedynie pretekstem do istnienia jej przewodniczącego w mediach – zawsze miło stanąć na stertach druków by być wyższym przed kamerą. Potem zresztą okazało się, że autorami wielu z tych druków byli lobbyści- w komisji wypełniający rolę legislatorów – projektodawców. Poprawianie prawa dotyczyło istotnych dla wielkich korporacji zapisów, z wstępną ideą komisji nie miało to za wiele wspólnego. Dla ambitnego polityka przewodniczenie takiej komisji to szansa na wejscie do najwyższej ligi – wystarczy trochę pracy. Działalność Palikota w komisji, a potem samej komisji zakończyła się klęską – dostrzeżoną jedynie przez prasę fachową.
Palikot któregos dnia stwierdził, że jest zabetonowany w Platformie – że nie może siebie realizować. Nie widać było jakiegoś szczególnego konfliktu ideowego – PO jak wiadomo nie jest przesadnie ideowe, ma formę takiego Frontu Jedności Narodu, mieścili się Gowin z Palikotem, z nowych nabytków mieszczą się i Libicki i Arłukowicz. Zabetonowanie oczywiście dotyczyło kolejnych szczebli kariery – nie stworzył własnej frakcji czy spółdzielni, stracił pozycję faworyta Tuska – marzenia o poważnej funkcji partyjnej czy rządowej przestały być realne.
Do trzech razy sztuka – nie udało się jako ultrakonserwatyście z OZON-em, chadekowi z PO – mamy podejście trzecie – lewicowo – populistyczne.
Janusz Palikot w obecnej kampanii to drugi obok Jarosława Kaczyńskiego polityk używający tragedii smoleńskiej dla własnych promocyjnych celów – wykorzystując polaryzację poglądów i negatywne emocje jakie budzą Maciarewicz et. cons. Wzmocniony Tymochowiczem idzie sprawdzoną ścieżką – oni już byli, my spowodujemy że wersal się skończy. O ile jednak rolnik spod Darłowa był wiarygodny – o tyle Janusz Palikot w tej samej roli jestjak drugoroczny dryblas z ostatniej ławki w marnej klasie – kiedyś, gdy nauczyciel chciał zrobić klasówkę, nakładał mu kosz na głowę i podpalał spodnie, teraz robi dokładnie to samo w proteście przeciw niskiemu poziomowi nauczania i zbyt rzadkim sprawdzianom wiadomości.
Palikot żeruje na naszym zmęczeniu mainstreamowym czteropakiem – partii parlamentarnych. Na irytującej wszechobecności kościoła i konserwatywnych norm w zyciu publicznym – i ingerowaniu państwa reprezentującego te normy w życie prywatne. W dyskusjach wielu środowisk – w tym naszego liberałów – powraca problem braku reprezentacji poglądów znaczących społecznie w parlamencie. To wina systemu, stawiającego na stabilność kosztem reprezentatywności w ciałach przedstawicielskich.
Partia X z Tyminskim nie była lepszą lewicą, Samoobrona nie stała się lepszym PSL – nie ma żadnego powodu by wierzyć, że Palikot ze swoimi nieznanymi akolitami wniesie do polskiej polityki cokolwiek nowego, ożywczego, co rozwiąże choć jeden, najmniejszy problem społeczny. Nie wiemy także, jakie postulaty będzie promował za rok czy dwa – w ciągu 5 lat od OZONU do antyklerykalizmu przesunął się o 180 stopni – a koło jak wiadomo ma stopni 360, na żadnym z nich obecność polityka, zawsze skierowanego w stronę kamer, nie zdziwi.
Potrzebujemy zmian na scenie politycznej – która nie spełnia wymogów, stawianych nam przez teraźniejszość i przyszłość. Ale potrzebujemy zmian na lepsze.