Prawo i jego stanowienie długo opierało się na koncepcji „naturalnej”, gdzie źródło normy leży w dominacji absolutnego autorytetu (Boga, prawd objawionych) i musi być zgodne z zasadami moralnymi wywodzonymi z tego autorytetu. Cywilizacyjnie zaczęliśmy mieć z tym problem w XVII w, gdy wyznania reformowane (wywodzące często inne wnioski z prawd objawionych) zaczęły mieć znaczenie, stały się państwowymi w wielu krajach. Gdyby udało się utrzymać zasadę „cuius regio, eius religio” – problemu by nie było, ale tak się nie stało i po wojnach religijnych szukaliśmy możliwości współistnienia we wzajemnej tolerancji. Taka sytuacja ostatecznie oddzielała normy religijne od prawa państwowego, kodyfikując w tym drugim ogólnie akceptowane zasady, które mogą, ale nie muszą być zgodne z zasadami religijnymi.
W świecie współczesnym, poza wyjątkami w postaci państw wyznaniowych (np. szariackie kraje muzułmańskie) sfery prawa państwowego i norm religijnych są oddzielone. W państwach demokratycznych szczególną wagę przykłada się do poszanowania praw mniejszości – wychodząc z założenia, że każdy ma prawo żyć według własnych zasad, a nikt inny z państwem włącznie i na czele, nie może zasad narzucać ani zmuszać do przyjęcia dyktatu większości. Temu służą zapisy Konstytucji RP o wolności sumienia, wyznania oraz ten, że nikt nie może być dyskryminowany politycznie, społecznie czy gospodarczo z jakiekolwiek przyczyny.
Zadaniem prawa jest regulować istniejące zjawiska społeczne. Nikt o zdrowych zmysłach nie zakwestionuje istnienia sporej grupy (4-7 % według różnych źródeł) Polaków o orientacji homoseksualnej. Kiedyś fakt homoseksualizmu był penalizowany (jeszcze przed wojną zawierał się w „obrazie moralności publicznej”), choć w Polsce prawo to nie było nigdy przesadnie egzekwowane. Do dziś są kraje, gdzie homoseksualizm jest karany śmiercią lub więzieniem. Ale to są kraje daleko poza kręgiem cywilizacyjnym, do którego my się odwołujemy.
W naszym obecnym prawie tylko kodeks karny uznaje osobę, nie będącą w formalnym związku małżeńskim, pokrewieństwa czy powinowactwa , tylko w faktycznym współżyciu, za osobę bliską. Kodeks karny dla swojej skuteczności musi być oparty na realnym życiu. Bo w prawdziwym życiu w bliskich relacjach emocjonalnych pozostają nie tylko małżeństwa, nie tylko mąż z żoną prowadzą wspólne gospodarstwo domowe.
Sejm RP podejmując dyskusję o ustawie o związkach partnerskich ma okazję uregulować prawnie to, co jest społecznym faktem. Formalizując związki niemałżeńskie stwarza szansę na realizację swojego prawa do wolności życia na własnych zasadach sporej grupie obywateli. Nie chcę nawet powtarzać argumentów dotyczących możliwości dziedziczenia, obowiązków alimentacyjnych i całej reszty, której pozbawieni są obecnie nasi współobywatele ze względu na swoją orientację seksualną.
Jeśli odrzucimy ultrakonserwatywną koncepcję stanowienia prawa ściśle związanego z doktryną religijną, to w zasadzie jaki jest argument przeciw temu, żeby dwoje ludzi tej samej płci pozostających w związku, prowadzących wspólne gospodarstwo domowe, mogło spisać umowę regulującą wzajemne zobowiązania i zarejestrować ją w Urzędzie Stanu Cywilnego? Czy komukolwiek z nas to przeszkodzi, utrudni życie? Czy spowoduje jakiekolwiek nowe, groźne zjawisko w skali społecznej? Nie. Natomiast na pewno zmniejszy skalę problemów formalnych, jakie są udziałem tej grupy Polaków.
Świadomie, pisząc o ustawie o związkach partnerskich, kładę nacisk na prawa osób w związkach jednej płci – bo te obecny system najbardziej dyskryminuje. Orientacja seksualna nie powinna pozbawiać prawa do szczęścia i regulowania spraw formalnych, funkcjonowania w związkach i w społecznościach. Jeśli sejm przyjmie tę zasadę – przyjmie tę ustawę. Ustawę, która jest dosyć zachowawcza i dokładnie omija te aspekty, które wywołałyby nadmierną wściekłość konserwatywnej większości (unika analogii do małżeństwa, nie ma mowy o adopcji).
Z ustawy będą mogli skorzystać heteroseksualni w wolnych związkach i nie należy wykluczyć „efektu francuskiego” – gdzie z analogicznej regulacji prawnej korzystają przede wszystkim pary różnopłciowe. Tu także projektowane prawo daje możliwość usankcjonowania stanu faktycznego.
Mamy w Polsce grupę obywateli wykluczonych ze względu na orientację seksualną. Mamy związki pomiędzy nimi, które nie mogą być uregulowane, często ze szkodą dla osób pozostających w tych związkach. Mamy okazję to zmienić – liczę na to, że parlamentarzyści tę szansę wykorzystają.