Zdarzało mi się chadzać na zadymy 11 listopada, kiedy jeszcze nie było to takie modne. Z tamtych czasów pamiętam, gdzie staliśmy my, a gdzie stało ZOMO i trudno będzie największemu nawet prezesowi zamieszać mi w głowie i przekonać, że jakoś inaczej to było poustawiane.
Pamiętam jedyne niewojenne święto niepodległości – w 1989, kiedy byliśmy razem, a nie było już milicji, która by interweniowała.
Zaraz potem wybuchła „wojna na górze” i już w 1990 roku 11 listopada był smutny i w konflikcie. Już byliśmy podzieleni na „Żydów” od Mazowieckiego i „Prawdziwych Polaków” od Wałęsy.
W latach 90 –tych bywałem tzw. oficjelem na uroczystościach, składającym wieniec pod Ważnym Pomnikiem. Pamiętam to tak: najpierw trzeba było zmarznąć na przemówieniach Ważniejszych Oficjeli, potem zostać wyzywanym i wygwizdanym przy składaniu wieńca. Bo publika tych uroczystości była w większości narodowo – katolicka, a ja reprezentowałem nieco inne spojrzenie na świat. Jak już zostałem zwyzywany, mogłem sobie pójść. Trochę to było jak w dowcipie o Jasiu, który wracał z zakończenia roku szkolnego do domu z marnym świadectwem z myślą – jeszcze tylko lanie i już mam wakacje!
Od czasu, jak przestałem oficjalnie, „w imieniu”, składać wieńce, nie byłem ani razu na żadnych uroczystościach związanych z 11 listopada. Bo nie jestem patriotą? Zapewne w oczach dumnie odpalających race oenerowców tak – nie mam w sobie tej przeraźliwej chęci bicia Żydów, Niemców, homoseksualistów czy chociażby policjantów obstawiających manifestację. Ale nie sądzę, by to były uczucia niezbędne patriocie. Jestem patriotą, ale nie na tyle, by w imię tego patriotyzmu oglądać z bliska z własnej woli w Dniu Niepodległości festiwal chamstwa, przemocy i głupoty.
My. Polacy przegraliśmy to święto – gdzieś, dawno temu, w latach 90-tych, kiedy nie znaleźliśmy formuły świętowania innej niż „ akademie ku czci” i parady wojskowe. Ten sznyt rodem z dwudziestolecia międzywojennego, kultywowany w okresie PRL mówiąc językiem współczesnym „nie kręci” większości z nas. Przyzwyczajeni do marsowej powagi (bo wolność krzyżami się mierzy… ) nie potrafiliśmy wykrzesać z siebie faktycznej radości – jak to robią np. Amerykanie, dla których 4 lipca to poza paradami wojskowymi nieustający festyn, gdzie ludzie przychodzą całymi rodzinami, ktoś sprzedaje pop corn, ktoś gra na scenie, a ktoś inny animuje zabawy dla dzieci.
W Polsce musi być zmiana warty pod Grobem Nieznanego Żołnierza i marsz. Fiasko – bo najlepsze wmawianie sobie, że jest inaczej, nie pomoże – tzw. marszu prezydenckiego polega właśnie na tym sztampowym podejściu do świętowania. Pokazać tankietkę, która prawie wygrała dla nas wojnę z bolszewikami (prawie, bo nam ją bolszewicy zabrali i oddali w prezencie swojemu afgańskiemu sojusznikowi) przypięcie kokard i spacer od pomnika do pomnika (Piłsudskiemu kwiaty i Dmowskiemu ogarek) – kogo to ma przyciągać?
Jeśli mówimy, że dzisiejszy patriotyzm to nie nieustające powstanie, tylko praca i budowanie – to dajmy tym, którzy pracują i budują możliwość świętowania. Ich mogą nie interesować defilady, przemówienia okolicznościowe pod Ważnym Pomnikiem, salwy honorowe. A może jak Amerykanie, piknik? Samorządy wydają grube miliony na noce sylwestrowe – czemu na pl. Konstytucji zamiast pola bitwy „judeosceptyków” (tu wyrazy uznania dla A. Zawiszy za ten eufemizm, dawno się tak nie uśmiałem) z resztą świata, nie może być koncertu do białego rana? Dlaczego na Polach Mokotowskich, Ogrodzie Saskim i innych parkach stolicy nie może „się dziać”? I nie mówcie, że listopadzie to pogoda marna itp. – bo Owsiak wyciąga setki tysięcy ludzi z domów w styczniu, kiedy też aura nie sprzyja.
11 listopada to nie jest rocznica klęski, jak to zwykle u nas bywa – to radosne święto, warte nie tylko mszy, ale też koncertu rockowego. Chciałbym mieć po co w tym dniu wyjść z domu i poświętować. Nie rzucać racami, nie słuchać że Piłsudski, Dmowski, Daszyński, Korfanty* wielkim jest, tylko cieszyć się z niepodległości, jaką Piłsudski, Dmowski, Daszyński, Korfanty, zydomasoński spisek, von Besseler, * dali nam w 1918 roku.
(wg poglądów i uznania * niepotrzebne skreślić)