Historycy spierają się o prawdziwość przekazu, według którego, Caius Iulis Caesar Caligula (swojsko nazywany Kaligulą), mianował swego konia senatorem rzymskim. Prawdziwie lub nie Swetoniusz w swoich „Żywotach cezarów” nie pozostawia co do tego wątpliwości – cesarz, chcąc upokorzyć senat (który ośmielał się bywać w sporze z władcą), zasilił grono senatorów nowym kolegą – Incitatusem (Chyżym), wyścigowym rumakiem rasy hiszpańskiej . Rzymski historyk opisuje życiorys senatora , który zanim stał się cesarskim faworytem, mieszkającym w stajni zdobionej freskami ( z małżonką klaczą Penelopą), jadając ze żłobu z kości słoniowej – miał też dzieje wcześniejsze, zwykłe, końskie, pod imieniem Porcellus (Świnka…).
Porcellus/Incitatus sprawował swą funkcję doskonale i jedynie zmiana cesarza zapobiegła jego dalszej karierze (podobno plan Kaliguli obejmował uczynienie zeń konsula, do czego potrzebny był staż senatorski).
Bez względu na prawdziwość tej opowieści, co do której jak pisałem na wstępie są spory, Swetoniusz w swoim opisie wskazywał na stosunek cezara do senatu – nacechowany poczuciem wyższości i pogardą.
Zupełnie nie wiem dlaczego, historia Kaliguli i Incitatusa przypomniała mi się, gdy usłyszałem o ustanowieniu przez premierowicza Michała Tuska (po rodzinnej naradzie) pełnomocnikiem w sprawach o zniesławienia, jakie zamierza wytoczyć kilku redakcjom, Romana Giertycha.
Mecenas Roman Giertych cieszy się dobrą opinią, a jego kancelaria należy do tzw. topowych – renoma skuteczności i solidności, pozwala na dosyć wysokie stawki za usługi.
Ale mecenasa Giertycha nie zawsze znaliśmy z jego działalności adwokackiej. Znaliśmy go jako wicepremiera Giertycha w rządzie PiS, wprowadzającego mundurki do szkół i zastępującego Gombrowicza Dobraczyńskim w kanonie lektur szkolnych. Znaliśmy go jako szefa faszyzującej Młodzieży Wszechpolskiej, przewodniczącego Ligi Polskich Rodzin, nieco ponurej partii skrajnej prawicy. Wicepremier Roman Giertych w dużym stopniu symbolizuje wszystko to, co zmobilizowało swego czasu Polaków do udziału w wyborach i masowego poparcia Platformy Obywatelskiej – która miała nas przed szaleństwami PiS i LPR obronić.
Rodzina Tusków mogła wybierać spośród ok. 10 000 adwokatów i ok. 25 000 radców prawnych. Renomowanych adwokatów zajmujących się dobrami osobistymi jest w samej Warszawie kilkudziesięciu. Tylko jeden z nich jest b. szefem organizacji nacjonalistycznych i b. wicepremierem. Michał Tusk (rodzina Tusków) nie musiał wybierać p. Giertycha – tylko chciał go wybrać.
Adwokat oczywiście nie utożsamia się z klientem – bronić ma każdego, czy go lubi czy też nie. Ale klient, szczególnie w działaniu ofensywnym jakim są powództwa o ochronę dóbr, adwokata wybiera.
Tuskowie wybrali fatalnie. Wiem, że czasy kindersztuby, honoru itp. przeżytków minęły bezpowrotnie. Ale żyjemy w czasach wizerunku – a pokazywanie się „na mieście” w określonym towarzystwie na ten wizerunek rzutuje. Chyba, że chodzi o pokazanie tego, co Kaligula chciał pokazać senatorom.
Donald Tusk żyjący w poczuciu, że nie ma z kim przegrać, wysłał po raz kolejny do swoich wyborców sygnał – nie szanuję was, zrobię co zechcę, a wy i tak to przełkniecie. Ze strachu przed PiS będziecie mnie wybierać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Należałoby w tym momencie wrócić na chwilę do I w. naszej ery – kariera Kaliguli (a co za tym idzie i jego faworyta) zakończyła się nie wskutek działań pogardzanego przez cezara senatu, ale w wyniku buntu cesarskich pretorian, tych najbliższych mu służących, mających dość niestabilności władcy. Wynieśli oni na tron nieśmiałego jąkałę, który nigdy do władzy nie dążył i Kaliguli się nie przeciwstawiał – Klaudiusza.