Anegdota z długą brodą. Dziennik partyzanta: „Poniedziałek – zacięte walki, zdobyliśmy leśniczówkę. Wtorek – zacięte walki, Niemcy odbili leśniczówkę. Środa – leśniczy wrócił z urlopu, wygonił i Niemców i nas z lasu”.
Leśniczym okazała się być ostatnio Pani Aleksandra – skutecznie blokując dostęp do bramy Stoczni Gdańskiej pracownikom gdańskiego magistratu, pragnącym przywrócić krasę napisowi nad bramą, głoszącemu że stocznia jest imienia Lenina. Pani Aleksandra zadała proste pytania, na które jak się wydaje, nie odpowiedział sobie prezydent Adamowicz: „Co to za opiekun nasz? Co to jest ten Lenin?”
Włodzimierz Iljicz nie był sympatycznym facetem. Fanatyczny wyznawca utopijnych idei rozpętał rewolucję, która stworzyła system terroru i eksterminacji całych grup społecznych i narodów. Jak szukam jakiś pozytywów istnienia Lenina, to znajduję tylko ten, że w stoczni jego imienia rozpoczął się proces demontażu chorego systemu jaki stworzył. Można powiedzieć, że to co piszę o jednej z mroczniejszych postaci w historii ludzkości to truizm – a jednak w Gdańsku o dziwo są co do tego wątpliwości.
Rozumiem znaczenie turystyczno –marketingowe stoczni. Może być magnesem – ale nie przesadzajmy z tym przywracaniem historycznego wyglądu detali bramy. Nie chciałbym, by historyczność detali i nazw zbyt się rozprzestrzeniła – bo mamy mnóstwo miejsc, gdzie ktoś mógłby przywrócić historyczną nazwę związaną np. z Hitlerem – co przyciągnęłoby zapewne zamożnych turystów niemieckich. Myślę, że w przypadku stoczni i wielu innych miejsc wystarczy tabliczka informacyjna w pobliżu.
Mamy w Polsce problem z polityką historyczną – w ciągu 20 lat przesunęliśmy punkt ciężkości z Gwardii Ludowej na NSZ – od skrajności do skrajności, obie zresztą poza strukturami legalnego państwa polskiego z rządem londyńskim. Ale chyba nie mamy wątpliwości, że Lenin, Hitler, Stalin czy Himmler – to nie byli nasi najlepsi przyjaciele, których warto uwieczniać na bramach stoczni, nazwach ulic czy placów. Zapewne p. Adamowiczowi nie przyświecał cel uczczenia Lenina – ale wyszło jak wyszło, sprawa rodzi niepotrzebny konflikt, jakby nam ich brakowało.
Nie przeklejajmy Lenina Solidarnością i na odwrót – zostawmy tę stocznię bez patrona nad bramą. I wyciągnijmy wnioski z „liberum veto” p. Aleksandry.