Ogłoszenie roku 2013 rokiem Powstania Styczniowego wywołało lawinę komentarzy. Że znowu świętujemy klęskę, że promujemy bezmyślne, wyniszczające naród zrywy, miast promować pozytywistyczne ideały.
Dzisiejszych kontestatorów obchodzenia rocznic nieudanych powstań, z dominującymi przed laty gloryfikatorami aktywizmu łączy jedno – brak refleksji, być może wynikający z niewiedzy, być może z temperamentu polemicznego.
Nasza polityka historyczna i publicystyczny osąd nad dziejami rzadko szuka równowagi – miotamy się od ściany do ściany, od apoteozy do deprecjacji. Ahistorycznie oceniając dzieje wg. bieżących potrzeb politycznych, gubimy sens rozmowy o przeszłości.
W naszej historii mieliśmy pozytywistów – owszem. Mieliśmy też powstania, wojny, nie wszystkie wygrane. Ale nie dajmy sobie wmawiać , że każde powstanie z góry było skazane na klęskę, a jego przywódcy to banda nierozumnych samobójców, nie zasługujących na pamięć. Że powstanie, walka o wolność, godność i niepodległość to coś złego z założenia.
Nikt nie chce sięgnąć do faktów opisanych choćby w podręcznikach – zastanowić się, jak doszło do wybuchu, sprawdzić, że na ziemiach królestwa przez 2 lata poprzedzających powstanie trwał kroczący stan wojenny, z represjami, ograniczeniami wolności wyjątkowymi nawet jak na samodzierżawie. A warto może sprawdzić, dlaczego miałoby być takim dobrodziejstwem poddanie się brance Wielopolskiego – sądząc z opisów współczesnych zesłanie na Sybir bywało o niebo lepsze od wcielenia do carskiej armii. Może warto zastanowić się, dlaczego powstanie objęło zabór rosyjski, omijając pozostałe dwa.
W powstaniu nie chodziło tylko o niepodległość – chodziło także o elementarną wolność należną każdemu człowiekowi. W zaborze pruskim czy austriackim, nawet w okresach szczególnie antypolskich, obywatel był pod ochroną prawa, a jego podstawowe wolności były przestrzegane. Znany z literatury Drzymała mógł się wozić swoim domem na kółkach doprowadzając do szału urzędników pruskich – w zaborze rosyjskim poszedłby na 25 lat w kamasze i nikt by się o jego problemie nie dowiedział. Stawiani przez luminarzy naszej publicystyki za wzór Czesi nigdy nie byli poddanymi cara Wszechrusi, co można więc porównywać?
Paradoksalnie, wbrew temu co się dzisiaj wypisuje, żadne z naszych powstań nie miało tak realnych szans na pomoc z zagranicy, tak powszechnego wsparcia międzynarodowej opinii publicznej. Rosja osłabiona klęską w wojnie krymskiej straciła status mocarstwa pierwszego rzędu. Nacisk wywierany przede wszystkim przez Napoleona III spowodował odstąpienie przez Rosję i Prusy od konwencji Avenslebena (zakładała wspólne działania przeciw Polakom). Dyplomaci snuli poważne plany odrodzenia Polski z jednym z Habsburgów na tronie, sygnatariusze Kongresu Wiedeńskiego podjęli interwencję dyplomatyczną na rzecz przywrócenia autonomii Królestwa Polskiego.
Napoleon okazał się być za słabym, powstańcy nie byli w stanie przeciwstawić się skutecznie armii cara. Czy to jednak powód, by dziś uznać ich za głupich, a powstanie za nieprzemyślaną zabawę romantyków? Bo byli tacy jak Wielopolski, którzy mówili na pewno się nie uda?
Józef Piłsudski na czele kilku tysięcy źle uzbrojonych legionistów powoływał fikcyjny rząd narodowy w 1914, by dojść do niepodległości. Zaczynał od oglądania szczelnie zamkniętych okiennic kieleckich „pozytywistów” A ilu „pozytywistów” było jeszcze niedawno, kiedy rodziła się „Solidarność”, kiedy trwała w stanie wojennym, którzy mówili, że to nie ma sensu i że nie warto drażnić niedźwiedzia, bo będzie gorzej? Gdzie bylibyśmy, gdybyśmy byli takimi „pozytywistami”? Co różni historycznych przywódców opozycji demokratycznej w PRL od liderów powstania sprzed 150 lat?
Powstanie było próbą – nieudaną, ale przemyślaną i osadzoną w realiach międzynarodowych, wybicia się na niepodległość. Było próbą z dużymi szansami powodzenia.
. Naszą historią, częścią naszej tożsamości jest tak samo przegrane Powstanie Styczniowe jak i wygrana wojna z bolszewikami. Insurekcja Kościuszkowska i Okrągły Stół. Nie mam pojęcia, dlaczego mielibyśmy wykląć powstańców 1863 roku, walczących o wartości, które większości z nas nadal są bliskie. Zawsze pozostaje kwestia – jak świętować, jak uniknąć sprowadzenia obchodów do 20 kolejnych mszy za ojczyznę i kiru na flagach narodowych. Ale to zupełnie inny temat.
Ilustracja: J. Chełmoński „Epizod z powstania”