Nie cierpię i nie zrozumiem nigdy wojny polsko-polskiej. Nie cierpię histerii, inflacji inwektyw, która jej towarzyszy. Plemiona PO i PiS okładające się maczugami w walce o trzecio- czy czwartorzędne sprawy na równi mnie odstręczają jak i przerażają. Dominują jednak w dyskursie publicznym, nie sposób interesując się sprawami publicznymi wobec tej wojny być całkiem obojętnym.
Nie cierpię polityki ciepłej wody w kranie. Wiem, że Polska zasługuje na zmianę, na dynamikę, na rozwój. Na odwagę reform.
Od jakiegoś czasu oddaję w kolejnych wyborach głosy nieważne. Rysuję na kartach wyborczych słoneczko. Pisałem o tym, byłem krytykowany, polemizowałem, trzymałem się swojej „splendid isolation” .
Wierzę, że przyszłość jest w ręku pogardzanych otwarcie przez PiS i instrumentalnie traktowanych przez PO „lemingów” – pokolenia i klasy zarazem ludzi, którzy osiągnęli sukces osobisty i zawodowy. Którzy są wolni od styropianowych sporów, archaicznych idei. Są technokratyczni, racjonalni, prowadząc swoje firmy czy pracując w kulturze korporacyjnej znają wartość pracy i pieniądza. To ich różni od całej, bez wyjątków, tzw. klasy politycznej. Nie mają swojej reprezentacji, nie mieli też kandydata na prezydenta – stąd nie głosowałem w I turze wyborów prezydenckich – nie miałem na kogo.
Wynik I tury wyborów prezydenckich daje nadzieję na zmianę, prawie pewność, że Polacy są na tyle zmęczeni POPiSem, że na jesieni, w wyborach parlamentarnych, nastąpi poważne przewartościowanie w układzie politycznym.
Nie nastąpi to za sprawą JOW-ów, skądinąd najgorszym z pomysłów na poszerzenie obszaru demokracji w Polsce, nie za sprawą Pawła Kukiza, któremu struktury zaczynają robić „fachowcy” z Samoobrony, spady z SLD czy PO. Przemiany mogą nastąpić na lewicy uwolnionej od SLD, mogą nastąpić w centrum za sprawą inicjatywy Petru, może kilku jeszcze, które kiełkują. Zapewne na jesieni będę miał luksus zagłosowania pozytywnego, bez unieważniania głosu.
Zanim jednak dotrę do wyborów parlamentarnych – jest II tura wyborów prezydenckich.
Nie mam praktycznej możliwości nieuczestniczenia w tym wyborze. Logika tych wyborów jest taka, że każda nieobecność, każdy nieważny głos, jest faktycznie głosem oddanym na zmobilizowany, wzmocniony poparciem Kukiza PiS – reprezentowany w tych wyborach przez kandydata technicznego, jakim jest Andrzej Duda.
Muszę odpowiedzieć sobie na pytanie – w jakiej sytuacji, po odpuszczeniu sobie niedzielnej wizyty w lokalu wyborczym, w poniedziałek będę sobie bardziej pluł w brodę – kiedy wygra Duda, czy kiedy wygra Komorowski?
Komorowski nie da mi skoku w nowoczesność jakiego bym chciał, jaki uważam za konieczny dla rozwoju Polski. Ale Duda, stojący za nim Kaczyński i Macierewicz, proponują mi kilka kroków wstecz.
Bronisław Komorowski nie jest dobrym wyborem. Ale jest wyborem nieporównanie lepszym od swojego kontrkandydata z PiS.
Nie chcę w poniedziałek obudzić się w przeszłości – to strata czasu – już wolę teraźniejszość. Zagłosuję na Komorowskiego.
Na przyszłość zagłosuję w wyborach parlamentarnych. Wierzę, że wtedy będę miał taką możliwość.