Miał być show, a wyszło jakoś marnie.
Wybory przewodniczącego PO miały podnieść morale, sondaże, zmobilizować partię, która jeśli ma myśleć poważnie, jak nie o władzy to o dalszym znaczącym udziale w polskiej polityce ,powinna wyrwać się z marazmu.
Miały pokazać, że kto jak kto, ale członkowie PO wierzą w wodza swego i misję jaką podobno ich partia ma do spełnienia.
I w zasadzie wszystko to zobaczyliśmy – choć chyba nie tak pomysłodawcy wyborów ten przekaz sobie wyobrażali.
Głosowanie w PO przypominało jeden z moich ulubionych skeczów kabaretu TEY sprzed lat trzydziestu: „Majster na budowie zbiera brygadę i pyta: Któremu tu się kurna, pracować nie chce? Wystąp! I wystąpili wszyscy poza Kowalskim. Majster: Dziękuję wam Kowalski, za obywatelską postawę…. Kowalski: Eeee… panie majster, mnie to się nawet wystąpić nie chciało…”
Otóż w PO połowie członków to się nawet wystąpić nie chciało. A konkretnie nie chciało im się zagłosować w swoich wyborach partyjnych – pomimo udogodnień głosowania korespondencyjnego i internetowego (których to dobrodziejstw ich partia konsekwentnie odmawia Polakom w wyborach powszechnych).
Nie ma wytłumaczenia dla tak niskiej frekwencji w gronie, które z zasady powinno składać się z zaangażowanych w działalność polityczną i świadomych swojej przynależności partyjnej ludzi. No chyba, że przyjmiemy modną i lansowaną ostatnio przez liderów PO tezę, ze absencja też jest dokonaniem wyboru…
Ukoronowaniem wyborów była konferencja prasowa z ogłoszeniem ich wyników – równie „atrakcyjna i profesjonalna” jak wszystkie ostatnio pr-owe działania PO.
Mamy więc partię rządzącą, której procedury bojkotuje połowa jej członków, po to by wybrać na przewodniczącego na kolejną kadencję faceta, który każdym swoim ruchem i każdym spojrzeniem pokazuje, że nic mu się nie chce i że nie ma żadnej motywacji do działania. W dodatku ten przewodniczący jest premierem nieustannie zapowiadającym rekonstrukcje rządu, pilnie jednocześnie uważając , by żadna z tych rekonstrukcji niczego nie zmieniła. Marazm i marazm i marazm. W rządzie, w partii rządzącej, w oczach premiera.
Liderzy PO być może żyją nadzieją, że pomoże im Jarosław Kaczyński swoją przyszłą aktywnością – tak jak już bywało. Ale mam wrażenie, że role się odwracają – dziś to PO swoją nieporadnością pracuje na sukces PiS-u. I jest armią coraz mniejszą i coraz bardziej zdemobilizowaną – nawet wystąpić im się nie chce.