Serdecznie współczuję atakującym w obecnej kampanii politycznej, którzy próbują zbudować swoją pozycję na odróżnieniu się od mainstreamu.
Pretendenci – zarówno ci, uczestniczący w wyścigu prezydenckim, jak i ci zaktywizowani nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi, prześcigają się w pokazywaniu palcem winnych tragicznej, katastrofalnej sytuacji Polski, płaczem nad dolą górnika, rolnika, pielęgniarki, kolejarza*(*niepotrzebne skreślić, w zależności do którego osobnika zdanie mamy zastosować).
To znana od zawsze metoda – żeby wypłynąć musisz pluć na obecną klasę polityczną, obiecać wszystkim więcej niż chcą, krzyczeć, rzucać się, być labilnym poglądowo i niestabilnym emocjonalnie. Wyśmiewać pakty i kompromisy, dyplomatyczny język i poprawność polityczną elit. A jeśli już wypłyniesz, to się zastanowisz, jak uporządkować i ucywilizować własne pomysły i sposób działania.
Takie działania to podstawa sukcesu większości nowych sił, wdzierających się do mainstreamu politycznego krajów europejskich.
W Polsce to nie wychodzi. Z bardzo prostej przyczyny.
Nasz mainstream jest tak populistyczny, tak niestabilny emocjonalnie, tak bezideowy i nie liczący się z żadnymi zasadami w swoich wypowiedziach że naprawdę trudno wyobrazić sobie kogoś, kto mógłby z nimi w ten sposób wygrać. Hańba, zdrada, chamstwo, kradzież, obca agentura, szkodnictwo, głupota – to słowa-klucze wypowiedzi przedstawicieli estabilishmentu. Umiecie sobie wyobrazić kogoś, kto w wypowiedziach na temat PiSu umiałby dorównać Niesiołowskiemu? A może kogoś, kto przeskoczyłby Girzyńskiego w epitetach pod adresem PO? Andrzej Lepper z lat 90-tych w 2015 nie miałby prawa uważać się za antysystemowego. Byłby bokserem na poziomie średniej dominującej w elitach. Gadałby jak każdy polityk.
Żyjemy w systemowym populizmie, chamstwie i braku odpowiedzialności za własne słowa i czyny.
Jak w takim razie można być prawdziwie antysystemowym?
Jedyny sposób, to być kimś na wzór Tadeusza Mazowieckiego czy Bronisława Geremka. Mieć poglądy, a nie krzyczeć. Nie obiecywać wszystkim wszystkiego. Nie wyzywać rozmówców od chamów czy zdrajców. Nie bać się podejmowania decyzji. Szukać porozumienia i dobra wspólnego. Taki musi dziś być polityk, żebyśmy mogli uznać za antyestabilishmentowego. Patrzylibyśmy na takiego polityka zaszokowani, jak w latach 90-tych na Leppera wysypującego zboże na tory. Takiego atakującego mainstream na razie nie widać.