Nie jestem entuzjastą finansowania partii ze środków publicznych, ale przyjmuję to jako zło konieczne. Nie da się stworzyć demokracji bez systemu partyjnego, a partie nie funkcjonują za darmo. Pamiętam motywy, jakie kierowały twórcami obecnego systemu finansowania. Zło dotacji jest z całą pewnością z punktu widzenia interesów obywateli, złem mniejszym od niejasnych powiązań biznesu (często dosyć szemranego) z niektórymi partiami w latach 90-tych. Dotacje miały wprowadzić transparentność finansów partyjnych, zablokować oligarchizację ich struktur, kupczenia miejscami i stanowiskami w zamian za oficjalne i mniej oficjalne „darowizny”. Do jakiegoś stopnia (choć daleko do ideału) takie zadanie zostało wypełnione. System ten ma wady, dobrze byłoby je naprawić, pomysł zgłaszany przez partię imienia swojego przewodniczącego raczej w stronę naprawy nie zmierza. Pomysł, odrzucony przed chwilą przez parlament był po prostu zły.
Mówimy o pieniądzach
Czasem mam wrażenie, że zabawy naszych polityków z budżetem i jego wydatkami są oparte na bardzo silnej w ich umysłach kompletnej niewiedzy, że decydują o pieniądzach. Wpływy z podatku PIT w 2011 roku to rząd wielkości 38,7 mld zł – łatwo policzyć, że 1% to 387 mln – czyli dużo więcej niż suma obecnych dotacji partyjnych – zdaje się ok. 53 mln – czyli jeżeli 13,7% statystycznych Polaków – podatników PIT dokona odpisu to obciążenie budżetu będzie porównywalne z obecnym, ale jeśli zdecyduje się na to np. 16% – to obciążenie budżetu wzrośnie do 61,9 mln – czyli o 9 mln. Zgadzam się z prof. Królem, przywołanym w zaproszeniu do debaty, że partie mamy „do bani” i śmiało można założyć, że przemożna większość z nas nie dokona odpisu. Jednak można wyobrazić sobie sytuację, w której nie w pierwszym, ale w którymś z kolejnych lat obowiązywania odpisu zdecyduje się nań taka liczba podatników, która spowoduje, że budżet pozbawiony zostanie wpływów większych, niż dzisiejsze obciążenia dotacjami. Jestem zdecydowanie przeciw!
W istniejącym systemie odpisów na OPP w pierwszym roku (2003) zaledwie 0,33 % podatników skorzystało z tej możliwości , w roku 2010 to ponad 42 %. Oczywiście partie budzą nieporównanie mniej sympatii od OPP, ale wierzcie, że będą się starały…
I tego się boję
Kompletnego oderwania finansowania od mechanizmów demokratycznych. Obecnie, jakby mi się mało podobał ,system finansowania jest bezpośrednio powiązany z konstytucyjnym systemem – wysokość dotacji jest pochodną wyniku wyborczego.
Nie przeszkadza mi kompletnie, a nawet przyjmuję z sympatią maile, posty na portalach społecznościowych jakimi atakują mnie od lutego do kwietnia organizacje pożytku publicznego – opisując swoje działania, osiągnięcia, plany – by namówić mnie, żebym wypełniając PIT wpisał właśnie ich KRS w odpowiednią rubrykę. Zgrozę we mnie budzi sama myśl, że dostanę taką samą porcję przesyłek od partii i partyjek.
Planując kolejny odpis trzeba zdać sobie sprawę, że fundujemy sobie eksplozję populizmu i kampanię wyborczą każdej wiosny. Bo zaatakują partie. Chętni na nasz 1% będą tańczyć wokół nas, przymilać się i straszyć – już widzę hasła „Twój 1% obroni naszą ojczyznę przed Tuskiem i kłamcami smoleńskimi. Polaku obudź się”, „Nie chcesz powrotu IV RP? Przekaż 1% na PO” , „Nie chcesz by Polska była skazana na prawicę? 1% dla SLD, 100% szans na lepsze życie dla Ciebie” i na koniec „My wymyśliliśmy te jaja z odpisem. Ty oddaj 1% Palikotowi”. Nie silę się na wymyślenie hasła dla PSL, bo jak wiadomo ich baza podatku PIT nie płaci, w związku z czym i odpisu nie uczyni… Aaa i na wypadek powrotu pomysłu i ewentualnego wprowadzenia w życie – zastrzegam prawa autorskie – zainteresowane partie proszę o kontakt w celu uzgodnienia opłaty za copyright J
Proponowany mechanizm to sposób na dalszą tabloidyzację życia publicznego – na którą tak bardzo wszyscy narzekają. Odrywamy finansowanie od karty wyborczej – przywiązując do popularności w marcu i kwietniu każdego roku. Sztaby marketingowców partyjnych cały rok planować będą tę hecę.
Może coś prostszego?
Nie widzę niczego atrakcyjnego w systemie proponowanym przez RPP– może poza naturalną klęską PSL w tych zawodach – co niespecjalnie mnie zmartwi, ale jakie to ma znaczenie? Że może partie pozaparlamentarne coś zyskają? Więcej zyskałyby na zniesieniu 3% progu finansowania, np. na najprostszym systemie „złotówka rocznie za głos” – wtedy wydawalibyśmy z budżetu dokładnie taką kwotę, jaka wynikałaby z frekwencji, a każdy z wyborców glosując na określoną partię finansował by ją w wymiarze 4 zł na kadencję – dla przykładu według wyników ostatnich wyborów największa PO otrzymywałaby 5 629 773 rocznie, PIS 4 295 016 a za najgorszy wynik Samoobrona – 9 733 zł. Całość kosztowałaby nas maksymalnie 30 762 931 (przy 100% frekwencji – wiadomo niemożliwej) czyli o ponad 20 mln mniej niż obecnie. Przy zwyczajowej frekwencji ok. 50% – w budżecie pozostałoby 35 mln. Proste, klarowne i zamiast obniżać rangę głosowania – nadałoby mu dodatkową czytelną wagę, niezależnie od sukcesu czy porażki partii w kategoriach ordynacji progowej i podziału mandatów.
Marcin Celiński